top of page
Zdjęcie autoraJonasz Milewski

Nieznośna lekkość postrzegania swojego pochodzenia

Zaktualizowano: 21 lut

Prolog

Pochodzenie jest jedną z najpowszechniejszych przyczyn konfliktów. Najdosadniejszego potwierdzenia tej tezy dostarczyła grupa ludzi, która w sposób publiczny, 5 stycznia 1919 roku, powołała do istnienia zbiorowisko pod nazwą Deutsche Arbeiterpartei. Być może obecni nie zdawali sobie sprawy, że ich mała kulka śnieżna urośnie do rozmiarów, które na zawsze zmienią świat. Jakby nie było, wykorzystali oni w następnych latach trybiki w mózgach milionów ludzi, które skłonne były wybudować wokół własnych wyobrażeń mur skutecznie oddzielający od faktów.


Jaki fakt pominęli? Podstawowy – ciągłość istnienia człowieka. Unikanie jak ognia tego stanu rzeczy towarzyszy każdemu pokoleniu i zaraża umysły zdecydowanej większości. Szczęściem w nieszczęściu jest okoliczność, że ludzie z natury są mało brawurowi i odważni, więc zaraza ta ogranicza się co najwyżej do mało szkodliwych ekspresji tego niedowładu. Chyba, że trafia na żyzną glebę, tak jak 1919 roku.


Czym jest ciągłość istnienia człowieka? Faktem, że wszyscy obecnie chodzący po świecie nie przywędrowali na planetę Ziemia z odległego zakątku wszechświata, ani nikt też nie może się poszczycić nabyciem życia bez udziału kogoś, kto był przed nami. Tak więc potrzebni byli poprzednicy, byśmy i my przyszli na świat. A więc pochodzenie! Co więcej, nasi poprzednicy mieli ten sam problem – nazywamy ich dziadkami. A dziadkowie potrzebowali tego samego – dla nas to już pradziadkowie. I co zdumiewające, w tym miejscu często umysł opuszcza świat rzeczywisty i nakrywa się szklanym sufitem. Poprzednie pokolenia jakoś mniej nas interesują. Prawdą jest, że znikomy procent obecnie żyjących miał większą lub mniejszą przyjemność poznać ludzi zwanych prapradziadkami, jednak nie zmienia to faktu, że musieli istnieć, byśmy istnieli i my. Jednak jakie znaczenie mają powyginane na ciele postaci sprzed x lat w doczesności?


Pozwól, że przedstawię ci szesnastkę - ośmiu mężczyzn i osiem kobiet. Postaraj się ich poznać, a później odpowiedz proszę na kilka pytań.

Jedynka

Pan numer jeden otrzymał podczas chrztu imię Franciszek. Świat przywitał go Wiosną Ludów, która trwała w najlepsze. Pola słabo rodziły, społeczeństwo raczej szybko wpadało we frustrację. O stan rzeczy jedni oskarżali Rosjan, inni Niemców, a jeszcze inni spoczywające już w grobie ambicje Napoleona. Chociaż tam, gdzie pojawił się Franciszek mówiono jednym z podlaskich dialektów, to żyli w państwie o nazwie Imperium Rosyjskie, więc siłą rzeczy znali i tę mowę. Trzeba przyznać, że mimo niezbyt wydarzonych czasów, rodzicom Frania żyło się znośnie, byli w końcu szlachtą (ku mniejszej radości chłopstwa, które za kilka ziemniaków i innych dobroci zapewniali gospodarzom nieznośną lekkość bytu).


Kobylin Borzymy początkiem XX wieku. Źródło: fotopolska.eu

Gdy chłopak miał 14 lat, wybuchło postanie styczniowe. Co się w ich dworku mówiło o tym zrywie ludności? Nie wiemy. Czy się go popierało, czy milczało, czy krytykowało – nie sposób się domyślić. W Kobylinie Pogorzałkach (parafia Kobylin Borzymy), gdzie mieszkali, nie doszło do żadnej bitwy odnotowanej przez historię. Domyślać się jednak możemy, że trwające niespełna dwa lata potyczki w bliższej lub dalszej okolicy mogły budzić emocje w głowie nastolatka.


Wojna wojną, ale życie musiało wrócić do codziennego rytmu. W 1879 roku, w oddalonych o 12 kilometrów Nieciecach (parafia Tykocin) mieszkała dziewka o imieniu Waleria, spadkobierczyni dobrze sytuowanego szlachcica, do której to właśnie Franek puścił oczko. Gest zaowocował ślubem, a po uporaniu się z roszczeniowym szwagrostwem, przejęciem „dobra Nieciece”. Mając w posiadaniu modrzewiowy dworek, morgi ziemi i świetlaną przyszłość pod berłem cara Aleksandra III Romanowa, przystąpili do zapewnienia sobie potomstwa. Zrządzeniem nieujarzmionego losu, męski potomek (co było czynem honorowym) pojawił się dopiero po 14 latach metody prób i błędów.


Domyślając się, że będąc już wtedy usatysfakcjonowanym, Franciszek zaczął próbować swoich sił w innej dziedzinie nauki tj. w hazardzie. Miejscowi żydzi z powodzeniem prowadzili kilka wyszynków, gdzie schyłek XIX wieku upływał bogatym szlachcicom całkiem znośnie. Ponieważ transport z amerykańskimi żetonami do gry się opóźniał, stawką musiały być wozy, dorożki, konie, a nawet inwentarz. Ile Franciszek wygrał? Nie wiemy. Spadkobiercy wciąż szukają zakopanych skrzyń ze złotem. Wiemy natomiast, że udało mu się całkiem profesjonalnie przegrać między innymi zaprzęgi z końmi, co bezpośrednio miało wpływ na wydajność prowadzonego przez niego gospodarstwa.


W roku 1903, syty dni i wrażeń 54-letni Franciszek, spoczął obok żony na tykocińskim cmentarzu. A dzisiaj o Panu numer jeden nie pamięta praktycznie nikt.


Dwójka

Pannie Walerci nastoletniość upływała raczej spokojnie, nie licząc powracających od czasu do czasu dyskusji połączonych z małymi bijatykami o to, czy ziemia tykocińska jest Podlasiem czy jednak Mazowszem. Wydawać się może, że bezpośrednio w tym wyjaśnianiu nie brała udziału, jednak brak ostatecznie potwierdzających na to dowodów. Jako jedna z najmłodszych w rodzeństwie, uciechy z pewnością doświadczała na każdym kolejnym ślubie kogoś z rodzeństwa. Zgodnie z tradycją, śluby szlachty stanowiły święto dla całej wioski. Pewnie odstępowano wówczas na chwilę od weganizmu, by zadowolić wnętrzności także tych o bardziej mięsożernej naturze.


W końcu nadszedł i jej wielki dzień. Licząc 22 lata wyszła za mąż. Jak każda Panna Młoda, zaplanowała sobie, że jej małżeństwo będzie długie, szczęśliwe i trwałe. Chcąc zrealizować ten plan zajęła się rodzeniem dzieci i zarządzaniem domem. Najważniejsze marzenie jej męża, które z pewnością musiało być i jej marzeniem udało się zrealizować dopiero po 14 latach starań – wówczas urodziła Edwina. Trzy lata później przypieczętowała sukces drugim chłopcem. Niestety, w tym przypadku poporodowe komplikacje i długie kolejki do NFZ zakończyły jej życie, które trwało zaledwie 42 lata. Pamięć po Walerii poszła w zapomnienie.


Trójka

Aleksander urodził się w 1843 roku, ale nie do końca wiadomo gdzie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że była to grodzieńszczyzna (ob. Białoruś). Co robił, czym się zajmował, jak dorastał, z kim przystawał – nie wiemy. Czy był urodziwy lub czy miał wysokie oczekiwania też trudno stwierdzić, widomo jednak, że na ślub zdecydował się mając dopiero 38 lat. Wówczas osoby w tym wieku raczej się nie spodziewały poznać panny, a jego rówieśnicy używali portali randkowych zawsze z filtrem wyszukiwania „wdowa”.

Żydowski fragment Brańska. Źródło: fotopolska.eu

Olkowi się jednak poszczęściło lub był naprawdę urodziwą i wymagającą „partią”. Jakby nie było poślubił 24-letnią panienkę z Brzeźnicy (parafia Brańsk). Żydów w okolicy było więcej niż osób polskojęzycznych (chociaż tak naprawdę posługujących się dialektem). Czy ten fakt spędzał sen z oczu Pana Młodego? Nie wiemy. Wiemy, że do mniejszych lub większych konfliktów społecznych na tym tle dochodziło przez wiele kolejnych dziesięcioleci. Chcąc czy nie, resztę życia spędził w okolicach Brańska na Podlasiu.

Dzieci miał całkiem sporo. Co więcej, większość z nich dożyła dorosłości, co można przypisać albo dobrym genom, albo dbałości o higienę, choć tego drugiego nie traktowano poważnie w każdym domu.


Olek nie był na tyle ciekawym człowiekiem, by pozostawić po sobie notatki w miejscowym sądzie, wspomnieniach pisanych ani relacjach historyków. Zmarł dożywszy jak na ówczesne realia późnej starości, mając 74 lata. Wielką wojnę (bo nie wiedziano wówczas, że to dopiero pierwsza) oglądał z drewnianej ławeczki przed domem, nie doczekawszy jednak jej finiszu.

Czwórka

Petronela z pewnością miała rodziców, którzy byli tradycjonalistami. Jej imię odeszło do lamusa jeszcze wiele lat przed jej narodzinami, a ci postanowili odgrzebać je z odmętów niepamięci i wyskoczyć z nim podczas chrztu.


Rodzina Peci skrzętnie ukrywała się przed jakimikolwiek zapiskami księdza, dlatego niezbyt dużo można powiedzieć o jej młodości. Czy jej rodzice żyli długo czy krótko, czy miała rodzeństwo, czy mieszkała w chałupince lub dworku – wyobraźnia zastąpić musi fakty.


Dopiero w wieku 22 lat, przez nieuwagę, poddała się inwigilacji i wzięła ślub, co zostało odnotowane w księgach parafialnych w Brańsku. Od tamtego czasu jej czujność wobec wszelakiej maści kontroli służb była przytępiona, dzięki czemu wiemy, że urodziła co najmniej ósemkę dzieci, w tym bliźniaki.

Park Pałacowy Pietkowo. Źródło: NAC

W roku 1917 owdowiała, co otworzyło jej drzwi na podróże. Nie lubowała się w tych odległych, dlatego 19 kilometrów było dla niej całkowicie satysfakcjonujące. Z racji tego, że carski bat odszedł w niepamięć, a codzienność umilała nowoczesna II Rzeczypospolita, Pecia idąc w zgodzie z duchem czasu rozpoczęła karierę zawodową. Przeprowadziła się z dwójką swoich dorosłych już dzieci do folwarku Pietkowo. Jaką profesję tam wykonywała? Domyślać się jedynie można, że z racji wieku (a miała więcej niż 60 lat) zajmowała się czymś pod dachem. Tam, pod zarządem właścicielki majątku, Pani Elżbiety Krasickiej i jej syna Witolda, dobrnęła do kresu swych dni, który nastąpił w 1933 roku.


Piątka

Stanisław nie miał zbytniej możliwości zachować wspomnień z ojcem. Ten zmarł, gdy chłopczyk miał zaledwie dwa lata. Z pewnością jednak musiał o nim później niejednokrotnie słyszeć, bowiem profesja karbowego (a taką parał się ojciec Stanisława) była jedną z najbardziej znienawidzonych w tamtych realiach.


Pierwszego ojca szybko zastąpił drugi, który przy pomocy filtra „szukaj wdów w okolicy” poślubił matkę Stanisława. Ziemia piotrkowska, gdzie mieszkali nie oferowała zbyt wielu atrakcji. „Manufaktura” w Łodzi jeszcze nawet nie była w planach, chociaż i tak po jej wybudowaniu zaaranżowano ją do jakichś dziwnych celów, zamiast sprzedaży markowych koszulek i kebabów. Tak więc Stasiu musiał zająć czymś czas. A że jak okiem sięgnąć wszędzie pola, zaczął sadzić.


Uprawianie roli całkiem dobrze mu wychodziło, być może dzięki determinacji odziedziczonej w genach po ojcu. Mając 22 lata uznał, że nadszedł najwyższy czas na założenie rodziny. Jednocześnie uznał, że jego 16-letnia wybranka także osiągnęła już najwyższy wiek, dlatego bez zbędnego ociągania, pewnego pięknego majowego dnia 1860 roku, poślubił ją w gorzkowickim kościele.


W życiu nie brakowało mu zajęć. Sadził, zbierał, dbał o przedłużenie linii rodowej. Ani się obejrzał, a minęło satysfakcjonujących kilkadziesiąt lat. W tym czasie pożegnał żonę. Życie w pojedynkę, opieka nad dorastającą gromadką dzieci i praca polu za bardzo go obciążała, dlatego postanowił zmienić ten stan rzeczy. A że czas poświęcony na poszukiwania można było inaczej zagospodarować (a dodatkowo nie lubił obcych), na swoją drugą żonę obrał szwagierkę. Odszedł 9 lat później, w marcu 1910 roku, spokojny, że zostawił następcom przygotowane pole na kolejny sezon.


Szóstka

Katarzyna urodziła się w Sobakowie. Jak donosi Rys historyczny Parafii Gorzkowice, w okolicy żyło ponad 1800 katolików, jakieś 100 „innowierców” i podobna liczba żydów. Nietrudno się domyślić, że nie wszystkim przedstawicielom większości w smak był nadmiar różnorodności. Poglądy panujące w domu rodzinnym Kasi na szczęście się nie zachowały, dlatego należy je dołożyć do zespołu wyobrażeń o wszechobecnej tolerancji i poszanowaniu.


Z racji wczesnego zejścia jej ojca, być może mniejszy opór w rodzinie wywoływał ożenek, na który zdecydowała się (sama lub z pomocą) w 16 roku życia. Kolejne lata spędziła na byciu w ciąży i opiece nad dziećmi. Domyślać się możemy, że zbyt często nie opuszczała domu. Jej umysł zaprzątały sprawy związane ze zwykłą codziennością. Zmarła mając 51 lat.


Siódemka

Tomasz pojawił się na świecie w niezbyt sprzyjających czasach – trochę po powstaniu listopadowym, trochę przed Wiosną Ludów.


Musiał szybko dorosnąć, ponieważ mając niecałe 8 lat, stracił ojca, a sześć lat później również matkę. Z kim zamieszkał, jak sobie radził? Nie wiemy. W jego przypadku najprawdopodobniej większe znaczenie od sporów między różnymi kulturami żyjącymi w okolicy miało zapewnienie sobie środków na przetrwanie. Podjął się pracy wyrobnika, co oznaczało wówczas, że wynajmował się do najróżniejszych prac fizycznych. Latem nie było to skomplikowane, ponieważ region piotrkowski oferował hektary pól, na których każda para rąk była na wagę złota. Gorzej musiało mu być zimą, kiedy to znalezienie pracy wymagało zdolności do kombinowania.


W 1869 roku poślubił 21-letnią dziewczynę z Gorzkowic i najprawdopodobniej dzięki temu udało mu osiąść w jej domu rodzinnym. Bezpieczeństwo dało mu swobodę do przedłużenia swojej linii rodowej. Miejscowość jak na owe czasy była prestiżowym skrawkiem ziemi z powodu przebiegającej tam linii kolejowej warszawsko-wiedeńskiej.

Lokomotywa przejeżdżająca przez Gorzkowice. Źródło: fotopolska.eu

Możliwość regularnego oglądania pociągów stanowiła powód do dumy. Mieszkańcy dalszych miejscowości musieli udawać się w specjalną podróż, by zobaczyć przejeżdżający cud techniki, a mieszkańcom domu Tomka, wystarczyło jedynie wyjrzeć za okno. Nie zdajemy sobie sprawy, ile radości mógł sprawiać im ten status społeczny.

Mimo wielu powodów do zadowolenia, Tomek nie znalazł stałej pracy. Do końca życia, które zakończyło w wieku 67 lat zapaleniem płuc, zajmował się wyrobnictwem. Nieświadomym powodem do radości byłby dla niego fakt, że nie doczekał Wielkiej Wojny, która odebrała życie niektórym z jego dzieci i dalszej rodziny.

Ósemka

Katarzyna przyszła na świat w Osinach, które obecnie już zniknęły z mapy. W jej przypadku, podobnie jak u rówieśników, nie można było sobie wybrać gorszego momentu na narodziny. Liczba zgonów w 1848 roku na terenie jej parafii była dwukrotnie wyższa niż w poprzednim. Główne pożywienie, czyli ziemniaki, zgniły zanim zaczęto je wykopywać. Ludzie stołowali się tym co znaleźli w lesie, a że wszyscy szukali tam strawy, zasoby były znikome.


Kilka lat zajęło naturze i ludziom odbicie się od dna. Wydawać się może, że rodzicom Kasi całkiem zręcznie się to udało, bowiem nabyli posiadłość w centrum ich świata – miejscowości Gorzkowice.


Katarzyna wraz z matką i córkami około 1892 roku. Źródło: zbiory prywatne

Trochę później Kasia wyszła za mąż, a jeszcze trochę później zaczęła rodzić dzieci. I tak przez kolejne 20 lat. Wydaje się, że żyło się im dostatnie, przede wszystkim dzięki rodzicom. Na tę opinię wskazuje fakt, że mimo profesji jej męża, jaką było wyrobnictwo, byli w stanie pozwolić sobie na kosztowne zdjęcie i to przed ich domem. A zatem to fotograf musiał się pofatygować, a nie oni do niego. Jakby nie było, dzięki temu wiemy jak około 1892 roku wyglądała ta kobieta, jej dwie córki i matka.


Po pochowaniu męża w 1908 roku zajęła się już tylko rolą babci. Z obejścia oglądała Wielką Wojnę, roniąc czasem łzę nad tymi z jej rodziny, którzy stracili życie. Pokonało ją październikowe zapalenie płuc, którego doświadczyła w wieku 82 lat.


Dziewiątka

Georg chował się jak pączek w maśle. Na świecie przywitały go złote lata monarchii Austro-Węgierskiej. Rodzice byli bogaczami, posiadającymi lasy i pola na północnych rubieżach Śląska Austriackiego – jednej z najbardziej rozwiniętych prowincji cesarstwa.


Od dziecka był pewnie wdrażany w rolę gospodarza, dzięki czemu umiłował pracę. Wiedział w jaki sposób robić dobre interesy, dlatego gdy miał 24 lata poślubił 18-letnią dziedziczkę wielkiego majątku. Połączył oba gospodarstwa, przez co miał jeszcze więcej pól i jeszcze więcej lasów. Po śmierci ojca, co wiązało się z dodatkowym spadkiem, kupił potężną posiadłość we wsi Lippowetz niedaleko Ustronia. Tam wybudował dom. Zimowymi wieczorami, z racji mniejszego natłoku pracy, rozkoszował się żoną, dzięki czemu większość z jego jedenastki dzieci, urodziła się między wrześniem a grudniem.

W końcu przyszła Wielka Wojna, co prawdopodobnie niezbyt podobało się bogatemu Georgowi. Zmuszony był przekazywać inwentarz na cele wojskowe. Po wojnie niepokój wywołała nowa przynależność państwowa jego miejscowości, a co za tym idzie nowy system, który mógł się bezpośrednio odbić na stanie majątku. Zaangażował się w politykę i dołączył do Związku Śląskich Katolików, w którym pełnił nawet rolę Zastępcy Przewodniczącego w okręgu ustrońskim.

Mniej przyjemnym wydarzeniem była śmierć jego 47-letniej żony w 1922 roku, jednak uznać można, że całkiem znośnie przeżył żałobę, ponieważ po 5 tygodniach od pogrzebu, odnalazł pocieszenie w ramionach innej kobiety. Ta wniosła do domu Georga trójkę swoich dzieci z poprzedniego małżeństwa, co stanowiło dodatkowy atut przy żniwach.

Wykorzystując fakt, że jego nowa żona cieszyła się jeszcze kwieciem wieku, uzupełnił braki kadrowe trójką kolejnych dzieci. Nie martwił się o potencjalne spory dziedziczne, ponieważ uznał (czego wówczas sami zainteresowani nie byli świadomi), że całość majątku otrzymają tylko ci z aktualnego małżeństwa.

Georg w 1930 roku. Źródło: zbiory prywatne

Lata trzydzieste minęły mu na wielkim zaangażowaniu w spory między ludnością polsko, niemiecko i czeskojęzyczną, z trójstronnym przyznaniem, że największą zmorą są jednak Żydzi.


Staremu Georgowi nie w smak był także wybuch II wojny światowej (wówczas przemianowano także Wielką Wojnę na I wojnę), jednak postanowił się dostosować dla dobra wieloletnich, indywidualnych osiągnięć. Ponieważ w Wehrmachcie płacono godziwe pieniądze, wszyscy jego synowie zaciągnęli się do armii. (przeczytaj artykuł „Ślązak z Ustronia w Wehrmachcie”)


Póki mógł, rozwijał swoje gospodarstwo, które oficjalnie przekazał jedynie trójce swoich najmłodszych dzieci, wpadając tym samym w niełaskę pierwszych. Zmarł w marcu 1943 roku, kiedy zdawać się jeszcze mogło, że Tysiącletnia Rzesza zadomowiła się w jego stronach na stałe.

Dziesiątka

Anna urodziła się w bardzo bogatym domu, w pięknej okolicy z panoramą na Beskid Śląski. Życie rozpieszczało ją każdego dnia. Wywodziła się z rodziny o niemiecko-polskim pochodzeniu. A pochodzenie wtedy miało znaczenie. Jej ojciec za cel życia postawił sobie zapewnienie dostatniego życia dzieciom i dobrze mu to szło.

Brenna na Śląsku Austriackim. Źródło: fotopolska.eu

Propozycja małżeństwa, którą otrzymała w osiemnastym roku życia rozbudziła wizję szczęścia, miłości i statusu najbogatszych mieszkańców Brennej. Tak się stało, a z postawionych sobie celów, przynajmniej to ostatnie na pewno zostało zrealizowane.


Z jedenastki dzieci, które wydała na świat, dziewiątka dożyła dorosłości, co można przypisywać dobrej odporności, ale i dbałości o higienę w ich domu, co nie było aż tak modne początkiem XX wieku.


Nabycie nowej posiadłości i budowa domu tuż obok kurortu Ustroń musiała być dla niej kolejnym powodem do dumy. Nie wystarczyło to jednak, by uchronić się przed skutkami Wielkiej Wojny, która na 4 lata wprowadziła w ich świat niepewność. Po jej zakończeniu nie nacieszyła się zbyt długo nowym systemem politycznym pod batutą II Rzeczpospolitej i autonomicznego województwa śląskiego, gdzie żyła. Zachorowała na tyfus i zmarła mając 47 lat. Nie doświadczyła braku rodziców, bowiem odeszli dopiero po niej.


Jedenastka

Teschen (pl. Cieszyn) na Śląsku Austriackim. Źródło: fotopolska.eu

Franz Josef, imiennik cesarza, wychowywał się w Teschen (pl. Cieszyn). Był najmłodszym synem Gottharda i Marii, a wszyscy jego bracia zmarli wcześniej na skutek zarazy (przeczytaj artykuł o historii rodziców Franza „Ile czasu potrzeba, by zapomnieć o ludziach”). Siłą rzeczy musiał być wychowywany w atmosferze strachu o jego zdrowie. Ojciec dobrze zarabiał, matka dobrze opiekowała się domem. Każdy kolejny etap jego życia był starannie planowany. Odebrał wykształcenie w miejscowej Städtische Volksschule. Następnie nauczył się zawodu ślusarza, a gdy nabył praw obywatelskich, otrzymał mieszkanie i pracę w Allgemeine Krankenhaus der evangelischen Kirchengemeinde in Teschen (pl. Szpital Powszechny Zboru Ewangelickiego w Cieszynie).


Wraz z rodzicami często podróżowali. Odwiedzali Setzdorf, skąd wywodził się jego ojciec i gdzie mieszkała jego babcia oraz kuzynostwo. Odwiedzali Jablunkau, gdzie mieszkał jego dziadek i rodzeństwo mamy wraz z potomkami. Odwiedzali Troppau, gdzie na miejscowym cmentarzu spoczywał jego najstarszy brat. Poznawał w ten sposób świat i ludzi.


W 1904 roku poznał starszą od siebie o 3 lata dziewczynę z małej wioski pod Skoczowem. Jego matka nie doczekała ślubu i zmarła kilka miesięcy przed tym wydarzeniem. Musiało to sprawić mu wiele smutku.


Wraz z żoną mieszkali w Teschen. Tam urodziły się jego dwie pierwsze córki – Paulina i Maria. W 1908 roku przenieśli się w bardziej przemysłową część Śląska Austriackiego, pod Polnische Ostrau (cz. Polska Ostrava). W końcu i on doświadczył śmieci dziecka, kiedy to w 1910 roku odszedł z powodu choroby jego 10-miesięczny synek, Karl. Niedługo później, bo zaledwie po jakimś miesiącu, zmuszony został pożegnać także żonę.

Franz Josef w 1930 roku. Źródło: zbiory prywatne

Przez dwa lata sam wychowywał dwie córeczki. Pojawiła się jednak w jego życiu nowa nadzieja, którą przyniosła druga żona. Zdawało się, że zacznie on wieść w końcu normalne życie, kiedy to chwilę później wybuchła Wielka Wojna, zaserwowana światu z inicjatywy jego państwa – monarchii Austro-Węgierskiej.


Poszedł walczyć, a kiedy powrócił jako reprezentant przegranych, kłody pod nogi rzuciło mu nowe rozdanie kart w polityce. Jego region przecięto pomiędzy dwa kraje – II Rzeczpospolitą i Czechosłowację. Wujostwo, kuzynostwo, szwagrostwo od tamtego dnia stało się albo rodakami, albo obcokrajowcami. Wraz z żoną i dziećmi, których miał już wówczas siedmioro, zamieszkali w górskim kurorcie Wisła. Mimo, że urodził się, wychowywał, ożenił, pochował syna i żonę właśnie w tych stronach, to nie otrzymał obywatelstwa aż do 1929 roku. Tyle zajęło mu przemianowanie się z Niemca na Polaka. W między czasie pozostawał apatrydą.


Lata trzydzieste upłynęły mu na pracy w charakterze drogomistrza, mieszaną z działalnością polityczną. Z powodu przegranych wyborów jego partii, pozostał przy tym pierwszym aż do emerytury.

Franz Josef z żoną i dziećmi w 1942 roku. Źródło: zbiory prywatne

W końcu wybuchła II wojna światowa. Jakie miał do niej podejście w początkowej fazie? Nie wiemy. Pierwszym faktem jest, że jego syn dołączył do Schutzpolizei, szybko wspinając się po szczeblach awansu. Drugim faktem jest, że wszedł z tym synem w wielki konflikt tuż przed końcem wojny. Trzecim faktem jest, że ten sam syn, wraz z innymi przedstawicielami przegranych, uciekł w styczniu 1945 roku do Australii (jak się okazało dopiero po 30 latach).

Po wojnie nie został wysiedlony jak wielu niemieckojęzycznych mieszkańców regionu. Zamieszkał najpierw w Cieszynie, a po śmierci żony i wstąpieniu w trzeci związek małżeński, w swoim nowym, pięknym domu w Harbutowicach (niedaleko Ustronia i Skoczowa).


Zmarł w 1962 roku, mając w pamięci świat pod berłem cesarza Franza Josefa (swojego imiennika), Piłsudskiego, Mościckiego, Hitlera, Stalina i w końcu Chruszczowa.


Dwunastka

Maria na portrecie z 1904 roku. Źródło: zbiory prywatne

Maria urodziła się w przepięknej wiosce zwanej Gross-Gurek (pl. Górki Wielkie) położonej w Beskidzie Śląskim. Urok jej stron podziwiać można było jedynie po wyjściu na zewnątrz, ponieważ same warunki w jakich się wychowywała nie należały do tych elitarnych. W ich drewnianej chacie z pewnością się nie przelewało. Klepisko stanowiło podłogę w każdej izbie. Żyli najpewniej od lata do lata, a chłodniejsze dni stanowiły walkę o przetrwanie. Z piątki rodzeństwa wygrała ją tylko ona i jej młodszy brat.


Kiedy wzięła ślub i przeprowadziła się do Teschen (pl. Cieszyn) z pewnością odmieniła się jej rzeczywistość. Zimną chatę zamieniła na murowane mieszkanie w pięknym parku zabudowań szpitalnych. Doświadczyła też macierzyństwa ciesząc się życiem w bezpiecznym świecie przez pięć długich lat.


Aż w końcu przyszedł rok 1910. W jednym czasie zachorowało jej dziecko i ona sama. Zdecydowali się na powrót do jej domu rodzinnego, gdzie matka, ojciec, teść (który wówczas też tam zamieszkał) mieli pomóc w kryzysowej sytuacji. (Przeczytaj artykuł "Dom w Górkach Wielkich, który przepełnił smutek")

To były jej ostatnie wspomnienia. Po odejściu dziesięciomiesięcznego synka, poddała się. Zmarła pięć tygodni później, mając 33 lata.


Trzynastka

Josef był silnym i pewnym siebie dzieckiem. W takim duchu został wychowany. Jego rodzice byli bogatymi gospodarzami. Praca i twardość stanowiły główną domenę ludzi mieszkających w najbliższej okolicy. Jego przodkowie żyli na istebniańskich wzgórzach od co najmniej 300 lat. A stanowiły one wyzwanie, bowiem rolnictwo na tej jakości ziemi nie należało do najłatwiejszych.


Gdy miał 28 lat poślubił rówieśniczkę z bliskiej okolicy. Dwaj jego bracia wyemigrowali za wielką wodę, tak więc całość majątku rodziców przypadła właśnie jemu. Miał już trójkę dzieci i świetlaną przyszłość na celowniku, kiedy wybuchła Wielka Wojna. Jak wielu mężczyzn w jego wieku, poszedł walczyć. I na jego nieszczęście pod koniec tej zawieruchy trafił do niewoli. Został zesłany na Syberię.

Josef w latach 40. Źródło: zbiory prywatne

Chociaż kapitulację podpisano w 1918 roku, to o austriackich żołnierzach osadzonych w syberyjskich lasach zapomniano. Josef uznał, że przeciągające się oczekiwanie nie może trwać w nieskończoność, pewnego dnia spakował co miał, po czym udał się w podróż do rodziny. Nie wiemy jak długo zajęła mu wędrówka przeplatana z łapaniem się jakichś prac w zamian za jedzenie oraz czy udawało mu się czasem nadrobić drogi jakimś szybszym środkiem transportu niż nogi. W rodzinnym domu pojawił się dopiero w 1920 roku. Jedynie wyobraźnia podpowiada jaką radość mógł mu sprawić widok swojego domu pod lasem, żony, trójki dzieci i inwentarza, który kochał.


W okresie międzywojennym przyszła na świat jeszcze jedna jego córka. Czas wypełniała praca i stopniowe usamodzielnianie się najstarszych dzieci. Żyli blisko siebie, a kontakt z braćmi żyjącymi w USA utrzymywał listownie przez wszystkie lata swojego życia.

Josef wraz z rodziną podczas prac na roli wiosną 1940 roku. Źródło: zbiory prywatne

W końcu na jego podwórku zagościła II wojna światowa. Dzieci poszły do Wehrmachtu. Lata pod batutą berlińską mijały początkowo znośnie, nie licząc śmierci żony. Jednak we wspomnieniach jego wnuczki, był to okres względnej idylli. Potem rozpoczął się okres strachu. Front coraz bardziej się przybliżał. Sąsiedzi zza niedalekiej granicy zaczęli emanować wściekłością za każdy wcześniejszy gest. Nie było to dla niego najłatwiejsze, podobnie jak radzenie sobie z piętnem gestów, których sam dokonał.


Rok 1961 przyniósł mu być może jeden z najwznioślejszych powodów do radości. Wówczas przyjechał z USA jego młodszy brat. Spędzili razem jakieś trzy tygodnie. Nadrabiali 50 lat braków. Tajemnicą pozostanie ich wymiana zdań, gestów, spojrzeń i odmiennych przyzwyczajeń. Odszedł rok później, mając 82 lata, szczęśliwy, że gospodarstwo pozostało w rękach dzieci.


Czternastka

Marianna wychowała się na południowym zboczu słynnego Koniakowa (zwanego wówczas Koniakau). Przed ich drewnianym domem roztaczał się piękny widok na las świerkowy. Od maleńkości była uśmiechnięta. Być może obcowanie z naturą dawało jej najwięcej powodów do radości.

Była przyzwyczajona do różnorodności. Dorastała pośród katolików, ewangelików i jednej rodziny żydowskiej. W bliższej i dalszej okolicy mieszkali ludzie mówiący odmianami języka polskiego, niemieckiego, czeskiego i słowackiego. Ten świat był dla niej naturalny. Pogranicze nie zawsze sprzyjało poszanowaniu wobec inności, jednak na pewno dawało wgląd w sam fakt, że inność istnieje.


Gdy miała 28 lat wyszła za mąż. W jej nowym domu było gwarno. Mieszkali razem z teściami, rodzeństwem męża, a niedługo później na świecie pojawiło się ich pierwsze dziecko. Potem drugie i trzecie. W między czasie wybuchła Wielka Wojna. Kraj, w którym żyła – Austro-Węgry – początkowo odnosił sukcesy. Jej mąż poszedł na front. Jedynie wyobraźnia podpowiada jak ogromnym stresem i powodem do zmartwień była dla niej jego niewola na Syberii. Nie wiemy, czy mieli kontakt listowny. Wiemy, że czekała.

Powojenny świat wyglądał inaczej niż ten, który znała. Z punktu widzenia obywatelskiego przestała być Austriaczką, a zaczęła być Polką. Została mieszkanką Autonomicznego Województwa Śląskiego, gdzie językami urzędowymi były zarówno polski jak i niemiecki. Gdy miała 44 lata po raz ostatni została matką. Gdy miała 57 lat po raz pierwszy została babcią.

Marianna wraz z mężem w 1942 roku. Źródło: zbiory prywatne

Kiedy dopiero co okrzepła w nowej roli, wybuchła kolejna wojna. Tam, gdzie mieszkała nastąpiła szybka wymiana ekipy sprawującej władzę. Większość mieszkańców podpisała Volkslistę, a naziści uznawali to społeczeństwo za spolonizowanych Niemców. Nacjonalizm rozgościł się na dobre. Jej synowie zostali żołnierzami Wehrmachtu, a przeciwnicy nowego systemu szybko zostali uciszeni. Miejscowa rodzina żydowska trafiła do KL Auschwitz, skąd nigdy już nie wróciła.


Czy Marianna wiedziała o tym co tak naprawdę się dzieje? Jakie miała do tego podejście? Pozostaje nam jedynie to sobie dopowiedzieć. Boleśnie doświadczyła wojny, gdy podczas jednego spotkania w jej koniakowskim domu rodzinnym, pożegnała brata. Zginął przez przypadek, od zabłąkanej kuli, podczas obławy na jakiegoś partyzanta w pobliskim lesie.

W jej świadomości pozostał obraz wojennego, okrutnego świata, gdy w marcu 1944 roku zamknęła oczy na zawsze. Miała 64 lata.


Piętnastka

Josef przyszedł na świat, kiedy w najlepsze trwała Belle époque. Jego dom rodzinny położony był tuż przy granicy śląsko-węgierskiej (w rzeczywistości słowackiej). Ojciec Josefa był nieślubnym dzieckiem, przez co automatycznie jego pochodzenie pozostanie nieodkryte. Nazwisko otrzymał, gdy miał 4 lata, kiedy to jego matka wyszła za mąż za miejscowego gospodarza. Nie wiadomo czy fakty związane z jego ojcem wpłynęły na sposób wychowania Josefa.


Bliskość pierwszej słowackiej miejscowości (niecałe 4 kilometry) naturalnie sprawiała, że tamtejsi utrzymywali ze sobą ścisłe kontakty. I Josef częściej wybierał kierunek Skalitego (wówczas Sziklaszoros), niż Istebnej. Będąc synem bogatego rolnika, od imienia którego nazwę wziął cały przysiółek (Maciejka), musiał być uważany za dobrą partię. Czy w parze ze statusem społecznym szła uroda? Nie wiemy. Żadne jego zdjęcie nie zostało do tej pory namierzone.


Jakby nie było, w wieku 26 lat poślubił rok młodszą Barbarę, słowacką autochtonkę. Zamieszkali po śląskiej stronie monarchii Austro-Węgierskiej. W 1914 roku na świecie pojawiła się ich pierwsza córka. I jednocześnie nową rolę w życiu umilać postanowiła im Wielka Wojna. Josef, jak większość facetów w jego wieku, otrzymał perłowe zaproszenie na wojnę, z którego skorzystać musiał. W przerwach od wojowania wpadał, by zwiększyć liczebność dzieci.

Nowa granica nieopodal miejsca, gdzie mieszkał Josef. Źródło: fotopolska.eu

Po wojnie zajął się szmuglem, co stanowiło główny zawód ludzi z jego okolicy. Nowe granice na mapach dawały możliwości na poszerzenie swoich kompetencji biznesowych, z których wielu chętnie korzystało. Józek także. Praca ta nie należała do najłatwiejszych, biorąc pod uwagę fakt, że od czasu do czasu można było oprócz paru groszy zarobić także kulkę. Na granicach pojawili się obrońcy kresek na mapach, którzy zarabiali na życie między innymi strzelając do niepokornych przedstawicieli handlowych z początku XX wieku.

Stan rzeczy w końcu miał się odmienić, kiedy tysiącletnia Rzesza zaczęła wprowadzać swój program wyborczy na tych terenach. Józkowi nie było jednak dane skorzystać ze wszystkich benefitów, które miały się z tym wiązać. Zmarł na zapalenie płuc w pierwszym roku tysiącletniego panowania nazistów.


Szesnastka

Barbara była drugim dzieckiem w rodzeństwie. Urodziła się w czasach prosperity jej miejscowości. Przez wieś pociągnięta została linia kolejowa, a jej dom rodzinny stał nieopodal. W jej rodzinie mówiło się gwarą czadecką wspieraną językiem węgierskim, który w tamtych czasach, w jej stronach był bardzo promowany.


Będąc jednym z pierwszych dzieci swoich rodziców, z pewnością miała powierzoną pewną miarę odpowiedzialności za wspieranie ogniska domowego. Czym dokładnie się zajmowali na co dzień? Nie wiemy. Wokół ich domu kwitło pasterstwo, młyny wodne, mała rafineria produkująca naftę oświetleniową, a także browar.


Barbara w 1910 roku. Źródło: zbiory prywatne

W końcu przyszedł także czas na ożenek. Jej życiowym partnerem okazał się śląski rolnik mieszkający po tzw. niemieckiej granicy monarchii Austro-Węgierskiej. Uroczystość odbyła się (jak tradycja nakazywała) w rodzinnej parafii Pani Młodej.


Życie ulokowali w domu rodzinnym jej męża, 4 kilometry od swoich rodziców. Podczas Wielkiej Wojny, na świat wydała dwójkę dzieci. Po jej zakończeniu została oddzielona od rodziców i rodzeństwa nową granicą państwową. Wówczas mieszkający po sąsiedzku mama i tata zaczęli być obcokrajowcami, a mieszkańcy np. oddalonego o prawie 1000 km podłotewskiego Brasławia – rodakami.


Specjalnie dla niej, stan rzeczy w 1938 roku postanowił zmienić premier II RP Sławoj Składkowski, uznając, że najwyższy czas na kolejną korektę granic i zbrojne zajęcie górnoczadeckich wiosek i przyłączenie ich do Polski. Jakie nastawienie do tego miała Barbara? Nie wiemy.

Skalité na Słowacji. Źródło: facebook.com (grupa "Skalité na historických fotografiách")

Wiemy, że w jej rodzinnej miejscowości zorganizowano manifestację przeciwko przyłączeniu. Nieskutecznie. Ale jedynie na chwilę, ponieważ inny jegomość także uznał, że granice nie są do końca wydarzone i w 1939 roku rozpoczął akcję geodezyjną na trochę szerszą skalę.


Dwaj synowie Barbary zostali żołnierzami Wehrmachtu. Jej opinia na temat tego co się dzieje na świecie nie jest znana. Owdowiała zaraz na początku wojny. Po jej zakończeniu przeprowadziła się do córki i zięcia, którzy mieszkali w leśniczówce „Za Olzą”. Tam zajmowała się paleniem fajki i stopniową utratą wzroku. Tak upłynęło jej 27 ostatnich lat życia. Zapamiętano ją jako cichą, małomówną i spokojną staruszkę, która dożyła 86 roku życia.


Epilog

Szesnaście różnych osób, różnego podejścia, osobowości, sympatii i antypatii. Odmienne realia życia, odmienna tożsamość narodowa i kulturowa. Mieli oni jednak coś wspólnego – mnie. Jestem praprawnukiem każdego z nich.


Jakie jest moje pochodzenie? Która postać z tej szesnastki powinna być dla mnie istotniejsza? Której mogło zabraknąć? Która tożsamość powinna mi być bliższa? Który konflikt na tle narodowościowym, kulturowym lub jeszcze innym, powinienem potraktować osobiście?


Pochodzenie jest jednym z najczęstszych przyczyn konfliktów na świecie. Co więcej, jest podnoszone ku niebu jako element tożsamości i spuścizny, której należy bronić. Jednak czy nie jest ona jedynie wyobrażeniem nieopartym na faktach.


Czy wymienisz swoją szesnastkę? To nie tak odległe czasy. Z pewnością wiesz co wydarzyło się wiele lat wcześniej, na przykład w 1410 roku. Wtedy też żyli Twoi przodkowie – to fakt. Tylko było ich znacznie więcej niż szesnastu. Po której stronie walczyli? Co myśleli o sobie? Jaką kulturę i tożsamość oni podnosili ku niebu?


Spośród całej szesnastki tych ludzi, zachował się obecnie grób tylko jednej z tych postaci. Reszta nie istnieje nawet w świadomości bezpośrednich potomków. Rozmył się nawet fakt ich istnienia, nie wspominając już o ich pochodzeniu, poglądach, osobowości i czynach, których się dopuścili. Czy to nie daje do myślenia?

„I miasto i wioska

To jeden nasz świat!

I wszędzie, dziecino,

Twa siostra, twój brat!


I wszędzie, dziecino,

Wśród lasów, wśród pól,

Jak ty czują radość,

Jak ty czują ból."


Maria Konopnicka, Nasz świat


Autor: Jonasz Milewski


Czy podobał Ci się ten artykuł? Polub, zostaw komentarz i udostępnij. Z góry dziękuję!

322 wyświetlenia1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

1 Comment


Leon Jojko
Leon Jojko
Nov 05, 2023

Wspaniały i pełen mądrości artykuł. To ważny głos w tej dziedzinie. Nasza genealogia, pochodzenie ukazuje jak wiele ideologii i wielkich narracji jest błędnych oraz przedstawia spłycone i skrzywione spojrzenie na ludzką tożsamość, która jest złożona. Jesteśmy potomkami różnych ludzi, w większości prostych, którzy nie brali czynnego udziału w wielkich wydarzeniach - natomiast pragnęli spokojnie żyć. Niestety w XX w. tak wiele żyć zostało zakłóconych lub nawet zniszczonych przez okrutne systemy... Pozdrawiam z Śląska Cieszyńskiego / L. Jojko

Like
bottom of page